Mungo’s Hi-Fi: Sound pod wezwaniem świętego Mungo

0
1730

Na przełomie 2005 i 2006 roku parkietami polskich klubów, w których gościła muzyka reggae, zawładnął dynamiczny numer „Belly Ska”, a w kejsach wielu selektorów pojawiły się płyty z charakterystyczną pomarańczowo-białą labelką wydawnictwa Scotch Bonnet. To właśnie wtedy wiele osób w naszym kraju po raz pierwszy zetknęło się z nazwą Mungo’s Hi-Fi. Dziś szkocki sound system, który przyjął nazwę od imienia średniowiecznego świętego, założyciela Glasgow, jest już cenioną firmą. Ma na koncie kilka doskonale przyjętych produkcji, współpracuje z uznanymi wokalistami i coraz śmielej eksploruje terytorium popularnego ostatnio dubstepu. Do Polski Mungo’s Hi-Fi przyjechali na zaproszenie Roots Revival Hi-Power. Przybyli w dwuosobowym składzie, bez chorego Thomasa Tattersalla, ale za to z weteranem brytyjskiej sceny sound systemowej, wokalistą Kenny Knotsem.

Rozmawiali: Grzesiek „manfas” Kuzka i Krzysiek Wysocki
Foto: Archiwum wykonawcy

 

Scena sound systemowa w Wielkiej Brytanii jest dosyć znana, ale mówi się przede wszystkim o soundach z Anglii. Jak wygląda sytuacja w Szkocji?
Douglas Paine: Szkocka scena jest mała, ale wciąż się rozwija. Najstarszym szkockim soundem jest Messenger, stworzony przez Steve’a Messengera w Edynburgu. To jest roots „inna King David’s style”, on wciąż gra co miesiąc w klubie Bongo. Jest cała grupa sound systemów, które tak jak my powstały w ciągu ostatnich 10 lat: Bass Warriors, sound system naszego przyjaciela Kenny’ego z Montserrat, z którym często gramy razem sesje. Oprócz tego Argonaut Sounds, który też gra w Glasgow. W Edynburgu gra Big Toe’s Hi-Fi. W Dundee działa Sound Whip. Jest kilka mniejszych soundów, kilku DJ-ów. Scena jest skoncentrowana wokół większych miast jak Glasgow, Edynburg, Dundee, poza nimi sound systemy to nadal raczej rzadkie zjawisko.

A jak jest w ogóle z popularnością reggae w Szkocji?
Douglas: Nie powiedziałbym, że jest bardzo popularne. Cały czas nie mamy w Szkocji żadnego sklepu płytowego z reggae. Nie ma wielu ludzi, którzy słuchają tylko reggae. Wiele osób ma dość szerokie horyzonty i reggae jest tylko pewnym fragmentem ich muzycznych zainteresowań.
Craig MacLeod: Ostatnio coraz więcej ludzi dociera do reggae przez dubstep. Dubstep stał się dość popularny w Szkocji. Dzięki niemu ludzie zapoznają się z całą kulturą sound systemową, dubplate’ami. Wszystko to przenika się i powoduje również większe zainteresowanie reggae,
Douglas: Pozytywne i zachęcające do działania jest też to, że na imprezach widujesz coraz więcej młodych ludzi. To dobry znak, kiedy na imprezach jest sporo młodych.

Jak doszło do tego, że stworzyliście sound system? Jakie były wasze inspiracje?
Douglas: Inspiracją była po prostu miłość do muzyki. Zaczynaliśmy od grania na imprezach w domach u znajomych, organizowaliśmy imprezy w opuszczonych budynkach, później zaczęliśmy więcej jeździć po kraju.
Craig: Poza tym w pobliżu nie było nikogo, kto by się tym zajmował. Jeżeli chciałeś usłyszeć pewne rzeczy, chciałeś, żeby coś się zaczęło dziać, musiałeś zacząć działać sam.
Douglas: Tak samo z głośnikami. Jeśli chcesz uzyskać dobre brzmienie, musisz je zrobić sam. Zawsze mnie wkurzało, kiedy musiałem pracować na głośnikach klubowych, bo dźwięk nigdy nie był wtedy dobry. Musisz mieć pewność, że głośniki zagwarantują dźwięk, który chcesz usłyszeć.

Więc jak czujecie się dziś, kiedy nie macie swojego zestawu, ale musicie grać na cudzych paczkach?
Douglas: Cóż, musisz pracować z tym, co masz. Ważna też jest atmosfera na imprezie. Jestem szczęśliwy, gdy na imprezie panuje dobra atmosfera. Głośniki to tylko pewna część, która może pomóc w stworzeniu tej atmosfery.
Craig: Nie można zapominać o kwestii transportu. Nie jest łatwo zabierać ze sobą cały zestaw wszędzie, gdzie jeździmy. Musisz mieć vana, żeby wszystko przewieźć. Dwie tony to jednak spory i ciężki ładunek.

Wasz sound zaczął działalność w 2001 czy wcześniej?
Douglas: Pierwszą imprezę z własnym nagłośnieniem, w naszym klubie zagraliśmy w 2000 roku, przy okazji protestów przeciwko spotkaniu grupy G8. Wcześniej przez dłuższy czas grywaliśmy jako DJ-e w różnych miejscach, interesowały nas rozmaite gatunki: elektro, drum’n’bass. Tak, w 2000 pojawiła się nazwa, logo, cały pomysł.

Produkcja była waszym zamierzeniem od początku, czy dojrzewaliście do tego pomysłu?
Douglas: Produkcja to przede wszystkim działka Thomasa, produkował muzykę już dużo wcześniej, jeszcze zanim zainteresował się reggae. Pierwsze ścieżki jako Mungo’s Hi-Fi nagraliśmy razem z Brother Culture dla labelu Dubhead…

„Wickedness”?
Douglas: Tak, „Wickedness” to był jeden z naszych pierwszych numerów.

Kiedy tworzycie numer, od czego zaczynacie?
Craig: To zależy od inspiracji i czasu, ale zwykle na początku zaczynamy od ścieżek z bębnami i basem, potem dodawane są do tego inne instrumenty. Thomas zwykle miksuje na żywo. Buduje riddim i wrzuca go do komputera. Powstaje wiele ujęć, różne wersje, duby. Próbuje uczynić bas bardziej tłustym, wrzuca trochę reverbu, delaya. Miks na żywo to ważny aspekt naszego procesu twórczego. Mamy na komputerze sekwencje basu i zaaranżowane wcześniej sekwencje innych instrumentów, a potem miksujemy je na żywo w zależności od inspiracji. Wtedy nasze numery zyskują więcej życia. Tak budujemy nasze brzmienie.

„Wickedness” zyskał olbrzymie uznanie, był nawet grany przez samego Jah Shakę. To chyba duże wyróżnienie…
Craig: To zawsze jest miłe, kiedy słyszysz, że twój numer jest grany.
Douglas: Tak, fajnie wiedzieć, że twój numer spotyka się zainteresowaniem, nawet dostaliśmy od niego sporo e-maili.
Craig: Jak już mówimy o „Wickedness”, to prawdopodobnie w kwietniu wyjdzie 10” z dwiema nowymi wersjami, świeże wokale na trochę innym riddimie, wersja plus oryginał i dub. Wielu ludzi wciąż pyta o ten numer, tak jak wcześniej dostawaliśmy wiele próśb o wznowienie „Ing”. Wypuściliśmy niedawno „Ing” na rytmie Mary Jane, dodaliśmy kilka nowych wokali. Te dwa tjuny cieszą się szczególnym powodzeniem. Ludzie wciąż mówią „Wickedness, Ing, tak, tak, tak!”, dlatego postanowiliśmy bardziej wyeksponować te numery, potraktować je tak, jak na to zasługują. Wśród nowych wersji będą też takie o dubstepowym klimacie. To mocne numery, wciąż grane na imprezach. Poza tym chcemy wydać dwa single z nowym rytmem „Mexican Bean” i mnóstwem naprawdę dobrych wokali. Pod koniec miesiąca powinny wyjść także dwie nowe 10”zrobione przez ludzi z Jahtari z Niemiec – Disrupt i Rootah, na których śpiewa Mikey Murka. To będzie pierwszy raz, kiedy label Scotch Bonnet wypuści produkcje kogoś innego niż Mungo’s Hi-Fi. Takie są nasze najbliższe plany.

Wspomniałeś o waszym własnym labelu Scotch Bonnet. Nie byliście zadowoleni ze współpracy z Dubhead i Ninja Tune?
Craig: Dobrze jest móc w pełni kontrolować to, co robisz. Nie narzekaliśmy na to, w jaki sposób prezentował nas Dubhead, ale lubimy podejście DIY. Sami budowaliśmy głośniki, sami tworzyliśmy sound i muzykę i w końcu chcieliśmy tez mieć własny label To powolny proces, musisz wszystko dobrze zaplanować. Obecnie Scotch Bonnet zaczyna sobie radzić bardzo dobrze, ostatnie trzy single bardzo dobrze sprzedawały się w Stanach Zjednoczonych i Niemczech. To fajna sprawa móc w pełni czuwać nad tym, co robisz. Nikt nie poświęci temu tyle uwagi, co ty sam.

„Belly Ska” stał się dużym hitem na imprezach w Polsce. Tak naprawdę dzięki niemu wiele osób pierwszy raz zetknęło się z nazwą Mungo’s Hi-Fi. Stworzenie w dzisiejszych czasach rytmu bazującego na ska jest dosyć niezwykłe. Skąd ten pomysł?
Douglas: Kochamy całą jamajską muzykę, kochamy ska, kochamy rockstedy, roots, brzmienie digital lat 80., dancehall. Obecnie nigdy nie osiągniesz takiego brzmienia, jakie miały numery ska w latach 60. Możesz spędzić całe życie na próbach zrobienia tego, a i tak ci się nie uda, ale możesz zrobić współczesny numer, który będzie nawiązywał do tamtych czasów. Muzyka ska wciąż jest ważna, pewne rzeczy z tamtej epoki są wciąż istotne przy nagrywaniu.
Craig: Mnie zaciekawiła kombinacja sekcji dętej z digitalowym rytmem, połączenie ska z mocą komputera. Interesująca mieszanka.

Belly Ska to rytm ska, Songs Of Zion jest bardziej rootsowy, Mary Jane utrzymany w stylu digtal z lat 80. Wasze kolejne produkcje nadal będą tak różnorodne, czy zamierzacie pójść głębiej w jakąś konkretną stylistykę?
Craig: Niektórzy ludzie mówią, że „Songs Of Zion” to rytm dancehallowy. Nie przywiązujemy się mocno do żadnego stylu. Zamierzamy stworzyć nowy label, będzie się nazywał Scrub-A-Dub. Obecnie rynek dubstepowy i rynek reggae są rozdzielone, my chcemy je bardziej zbliżyć. Zresztą w dubstepie można doszukać się wielu reggae’owych inspiracji, czasami nawet ludzie mówią, że niektóre nagrania brzmią bardziej jak UK steppersy niż dubstep. Nowy label to będzie platforma dla mocniejszych, mroczniejszych rzeczy, w Scotch Bonnet będą wychodziły numery bardziej reggae’owe.
Douglas: Nie ma takiego labelu, który by łączył dubstep i reggae i pokrywał w pełni zainteresowania ludzi tymi stylami, ale jest wielu producentów, którzy mieszają te style, robią podobne, świeże rzeczy jak my. Ludzie tacy jak producenci z Jahtari tworzą w tej chwili bardzo interesującą muzykę. Myspace przyspieszył wiele rzeczy, możesz się skontaktować z wieloma osobami bezpośrednio, sprawdzić od razu ich muzykę. Jeśli ci się podoba, to możecie stworzyć coś razem.

W ostatnim czasie dubstep cieszy się sporą popularnością, wy też często wplatacie go w swoje sety. Na czym polega siła dubstepu?
Douglas: To brzmienie teraźniejszości. Każdy czas miał swoją muzykę. Ska miało swój czas, rocksteady miało swój czas, oczywiście dziś też możesz spotkać numery rocksteady, które są dobre, ale teraz jest czas dubstepu. Muzyka odzwierciedla to, co dzieje się w głowach ludzi w danym czasie. Drum’n’bass był odbiciem pewnej epoki, punk też, tak dzieje się cały czas. Teraz jest zainteresowania dubstepem, to jest coś nowego, może niektóre pomysły są stare, ale nic nie jest takie, jak było.
Craig: Dubstep to perfekcyjna mieszanka wszystkich rzeczy, które wydarzyły się w UK. Nie tylko DJ-e drum’n’bassowi, ale wszyscy dookoła zwracają się ku dubstepowi. Cały czas chodzi o bas, to muzyka drżącego basu, ciężkie brzmienie.
Douglas: Wszyscy teraz robią dubstep – Ryan Moore robi dubstep, Adrian Sherwood, Congo Natty, wszyscy ci producenci zaintrygowali się tym nowym stylem, to nowe tempo, nowe rytmy, nowy sposób wykorzystania wokali.
Craig: Poszczególni producenci odciskają swoje piętno. Dubstep może mieć różne oblicza, Jeśli ma korzenie drum’n’bassowe, to bębny będą bardziej agresywne, jeśli reggae’owe to nacisk będzie położony na ciężki bas, pojawią się sample wokali albo nawet pełne wokale.

Jaka będzie przyszłość dubstepu?
Douglas, Craig (chórem): Ciężko powiedzieć (śmiech).
Craig: Dubstep jest wciąż w swoim okresie dziecięcym, to ciągle bardzo młody gatunek, z czasem pewnie będzie się coraz bardziej komercjalizował, ale zostało mu jeszcze sporo życia. To wciąż są początki. Ciekawie będzie obserwować, co stanie się w przyszłości.
Douglas: Producenci wyrastają teraz jak grzyby po deszczu. Zabiera się za to dużo młodych ludzi. Dzięki znajomości obsługi komputera produkowanie nie jest tak trudne jak kiedyś i jest o wiele tańsze, nie wymaga takiej determinacji jak jeszcze parę lat temu. Na pewno w tej masie jest wiele złych produkcji, ale kilka osiąga bardzo, bardzo wysoki poziom i są bardzo interesujące.

Wydajecie muzykę już kilka lat, ale wasz dorobek płytowy jest nadal dość skromny. Jaka jest tego przyczyna? Przecież macie masę niewydanego materiału.
Craig: Jest tego mnóstwo, ale to znowu kwestia czasu. Mamy jeszcze materiał sprzed sześciu lat, a cały czas robimy nowe rzeczy. Niebawem, być może latem, ukaże się album, który pozwoli zaprezentować część tego materiału, dalej będą wychodziły 10”, część wyjdzie w ramach labelu Scrub-A-Dub.
Douglas: Rozkręcenie labelu zajmuje sporo czasu i trzeba w to włożyć dużo pieniędzy, tłoczenie winyli nie jest tanie. Na szczęście, nasza obecna pozycja pozwala nam na coraz częstsze wypuszczanie zestawów 10”. Możliwe, że niedługo nowe 10” będą wychodziły co miesiąc. Za każdym razem udaje nam się zmniejszać przerwę pomiędzy wydawaniem kolejnych płyt. Kolekcjonujemy też coraz więcej wokali.
Craig: Wypuszczanie numerów jest nadal czasochłonne – zrobienie masteringu, wypuszczenie serii próbnej, to wszystko zabiera czas, ale sprawy zaczynają iść w coraz lepszym kierunku.

Na waszych rytmach śpiewa wielu znanych artystów reggae jak Mikey Murka, Kenny Knots, Ranking Joe czy Carl Meeks. Jak udało wam się z nimi nawiązać współpracę?
Douglas: Kenny‘ego spotkaliśmy w Edynburgu i powiedzieliśmy „Dzień dobry Kenny, przyjedziesz do Glasgow?” (śmiech) i Kenny się zgodził. Dużym ułatwieniem jest Myspace. Z wieloma ludźmi nawiązujemy kontakt zapraszając ich na nasze imprezy. Chcemy, żeby zobaczyli co robimy, sprawdzili, czy podoba im się nasze brzmienie, przekonujemy się w jakim miejscu muzycznie znajdują się ci artyści, testujemy różne rytmy. Potem nagrywamy, patrzymy, jak te nagrania sprawdzają się podczas sesji sound systemowych, jak reagują ludzie. Cały ten proces wymaga czasu – prowadzenie soundu, labelu, trudno się poświęcić całkowicie jednej rzeczy.

Nie macie tradycyjnej strony, tylko MySpace, sprzedajcie mp3 w sieci – czy to znak czasów?
Craig: Ciągle sprzedajemy sporo płyt, ale rynek cyfrowy staje się coraz ważniejszy. Ludzie chcą mp3, chcą mieć nagrania na iPodzie, to jest klucz. Nie musisz kupować całej płyty, możesz kupić z niej tylko singiel, więc dlaczego nie robić tak samo z mp3? Dzięki sprzedaży mp3 o wiele więcej ludzi poznaje twoją muzykę. Nie widzę w tym problemu. Skoro spada sprzedaż CD, trzeba sprzedawać muzykę w inny sposób. Winyle pewnie nie znikną, ale sprzedaż mp3 to przyszłość.
Douglas: Trzeba też wspomnieć o net labelach wydających ciekawe rzeczy. W przypadku tradycyjnych wydawnictw mogą upłynąć lata między nagraniem a wydaniem muzyki, natomiast pliki mogą być w obiegu znacznie wcześniej, miesiące przed wydaniem na winylu. Łatwiej być wtedy na bieżąco z tym, co się dzieje w muzyce. Wielu producentów obecnie buduje scenę w ten sposób.

Już mówiliście o waszych planach, ostanie pytanie – pochodzicie z Glasgow, kibicujecie Rangersom czy Celticowi ?
Douglas: Oooo, nie interesujemy się tym za bardzo.
Craig: Nie jesteśmy fanami piłki nożnej.
Kenny Knots (zza pleców): Niebezpieczne pytanie! (śmiech)

Wywiad ukazał się w magazynie Free Colours nr 9.

DODAJ KOMENTARZ