Bescenta „Genuine”

0
967
Bescenta
„Genuine”
(Uplifting Music International, 2010)

Bryden Bescenta Wilkins nie należy do grona topowych artystów nurtu roots na Jamajce. Ten album miał zmienić tę sytuację. Czy tak się stało? Chyba nie do końca, choć zdecydowanie poprawił pozycję wokalisty.

19 hymnów w klimacie roots, lovers i dancehall brzmi bardzo dobrze. Ale czemu się dziwić kiedy podkłady serwuje Firehouse Crew oraz Taxi Gang. Problemem jest nieco słabsza forma wokalna. Bescenta nie posiada wyjątkowej barwy, pisze za to niezłe teksty.

Niektórzy powiedzą, że się czepiam, bo fałszowanie regularnie zdarza się największym, jak choćby Sizzli czy Anthony’emu B. To prawda, ale Bescenta nie ma na koncie tylu hitów i cały czas zarabia na swoją popularność. Na szczęście jest przekonujący. Zwłaszcza w „Reggae Music” oraz „Fari A Work Hard”.

Widać, że Clive Hunt, który jest producentem niniejszego albumu, czuł ten potencjał. Brak tu wielkich hitów, jest za to porcja solidnych Karaibów – smaczna i nie powodująca wzdęć. Jeżeli nie macie w planach wydatków na upatrzone pozycje płytowe – to z pewnością warto zainteresować się tym krążkiem.

Bozo

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14

DODAJ KOMENTARZ