Strona głównaRecenzjeMuzykaGonjasufi „Sufi And A Killer”

Gonjasufi „Sufi And A Killer”

Gonjasufi
„Sufi And A Killer”
(WARP, 2010)

Kalifornia nie jest wcale takim miłym i przyjaznym miejscem na ziemi jakby się wszystkim wydawało. Ma swoje mroczne historie, z których rodzi się nowa, wyprzedzająca swój czas muzyka. Trzeba by wspomnieć chociażby o Flying Lotusie, genialnym producencie, którego pseudonim przez ostatnie kilkanaście miesięcy odmieniany był przez wszystkie przypadki, i w którym upatrywano następcę symbolizującego rewolucję w muzyce elektronicznej Buriala. Podobną drogą podąża ekscentryczny Gonjasufi, prywatnie dobry znajomy Flying Lotusa, któremu zawdzięcza producenckie szlify w trzech utworach (m.in. „Ancestorz”). Inne muzykalia i główną rolę w kreowaniu świata dźwięków odgrywa zaś The Gaslamp Killer, tajemniczy jegomość z San Diego.

W twórczości Sufiego i Killera słychać echa po dubstepie, hip hopowe melorecytacje i powykręcane bity („Kobwebz”),  psychodelicznie rozchwiane brzmienia, płacz i noisowe łkania, albo też niesamowicie ładnie zaśpiewane piosenki („Sheep”, „Duet”). Jest to połączenie co najmniej frapujące. Niektórzy twierdzą, że ocierające się wręcz o geniusz, bardziej wybredni wieszczą wtórność i naśladownictwo, przede wszystkim w doborze sampli. Tych jest tu cały zestaw – od jazzowych wstawek w „Avice” po fragmenty utworów tureckiego rockmana Erkina Koraya i oczywistości w stylu Isaaca Hayes’a w „Change”.

Momentami na albumie robi się naprawdę duszno i niepokojąco, a żeby pojąć o co Sufiemu chodzi należy się nieźle nagimnastykować (sam po godzinach jest instruktorem jogi). Muzyczne wizjonerstwo idzie tu w parze z nieznośną paranoją i niebezpiecznie wciąga, a słuchaczowi niewprawionemu w nowych brzmieniach może coś nie coś w głowie poprzestawiać. Po opadnięciu emocji, które towarzyszyły premierze płyty trzeba stwierdzić, że jest ona pozycją bardzo dobrą, choć wymagającą. Jeśli ktoś jednak nie połapie się w tym chaosie niech przynajmniej odrobi pracę domową i przesłucha innych kalifornijskich artystów, bo powiewa stamtąd naprawdę wartościowymi rzeczami, o których regularnie bywa głośno.

Łykasz Rybak

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14

RELATED ARTICLES

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Most Popular

Recent Comments

Krajarek (kiedyś Gobbo) NA TOSH NIE BYŁ GORSZY OD MARLEYA
piotrekk drummer NA Kaman: Dyslektyk cyfrowy
Łukasz - JungleMan NA GANG BAWARII „Złote przeboje”
One Love NA NAJLEPSI W 2017 ROKU
fan_nr_2 NA NAJLEPSI W 2017 ROKU
Pliszka NA Free Colours nr 11
Beskidzki Wędrowiec NA WOIK „Wczoraj, Dziś i Jutro”
Przemysław"Rastek"Karpezo NA Paxon: Gorzkie słowa
Reggae ma spadek to uciekają NA Nowy singiel Bednarka. Zmiana stylu?