V/A Jammy’s From The Roots

0
848
V/A Jammy’s From The Roots
(Greensleeves/VP, 2010)

Jammy (Lloyd James) to jeden z najzdolniejszych uczniów Tubby’ego. W wieku kilkunastu lat poświęca się elektronice, buduje wzmacniacze, naprawia uszkodzone odbiorniki radiowe. W 1962 roku, mając 15 lat, startuje z własnym sound systemem, Jammy’s Hi Fi. Początek lat 70. spędza w Kanadzie, po powrocie na Jamajkę zajmuje się nagrywaniem i produkcją muzyki. Pracuje między innymi nad debiutem Black Uhuru, wydaje też wiele albumów dubowych. W połowie lat 80. staje się prekursorem ery cyfrowej, te czasy to jego supremacja na listach przebojów – czas koronacji, gdy zmienia swój przydomek z Prince na King. Obecnie oprócz wydawania kompilacji swoich starych produkcji, w dalszym ciągu zajmuje się muzyką, na rynku działają również jego synowie John John i Jam2.

Najświeższa kompilacja jego nagrań to zbiór sprzed cyfrowej koronacji. 32 utwory to m.in. najwyższej próby roots reggae – z takimi klasykami jak „Jah Ovah” Johnny Osbourne’a, „Jah Fire Will Be Burning” Hugh Mundella czy „Love Tickles Like Magic” Juniora Delgado. Nie zabrakło również wokalisty unieśmiertelnionego Sleng Tengiem, czyli Wayne’a Smitha w adaptacji klasyka Barbary Streisand. Równie mocnymi punktami są hymny Lacksley’a Castella „What A Great Day” i Earla Zero „Please Officer” (ten drugi uzupełniony instrumentalną wersją Augustusa Pablo).

Na składance nie zabrakło również piosenek nieco lżejszych, zapowiadających nadchodzącą erę dancehallu. W trzech utworach prezentuje się Frankie Paul, oczywiście znalazł się też „Boom–Shack–A–Lack” Junior Reida. Jednym małym „ale” w omówieniu tej składanki niech będzie fakt, iż na rynku obecnych jest już kilka kompilacji produkcji Jammy’ego sprzed rewolucji cyfrowej. Większość zawartych na „Jammy’s From The Roots” piosenek możecie więc już mieć na płytach z Pressure Sounds, Auralux, RASu… Jeżeli jednak nie macie ich wszystkich, warto przekonać się jakiego wyboru dokonali przedstawiciele Greensleeves. Ten dwupłytowy album to zbiór wielu świetnych nagrań.

Krzysiek Wysocki

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 14

DODAJ KOMENTARZ