Konopians „eSTiOuPi”

0
918
Konopians
„eSTiOuPi”
(BTW Publishing, 2011)

Ta grupa z Czeladzi jest dla mnie najlepszym przykładem dla ludzi zaczynających się dopiero interesować reggae jak wytłumaczyć, że przed tą muzyką było ska, a oba gatunki przenikają się wciąż mocno. Inne polskie grupy mają w swoim repertuarze raczej sztywny podział na kawałki reggae i ska. U Konopians nie ma o tym mowy – zaczynająca się szybko kompozycja może nagle zwolnić. I odwrotnie.

Pierwsze wrażenie przy „eSTiOuPi” było takie, że Konopians jednak zwolniło. Dwie otwierające drugi album kompozycje są bowiem utrzymane w leniwym tempie. Nie pasowało mi ono początkowo to tej energetycznej grupy, ale z czasem takie wolniejsze piosenki też przypadły mi do gustu. Muzycy potwierdzili w nich zresztą swoje nietuzinkowe umiejętności. Nie od dziś bowiem wiadomo, że siła zespołu sprawdza się na tych wolniejszych kawałkach, gdzie wpadki łatwiej wychwycić. Tu takich nie ma.

Tempo zostało podkręcone w trzecim „Ban! Ban! Boom”, w którym wokalista zaczyna dawać popis dziwnych okrzyków, z których jest znany, ale o tym za chwilę. W każdym razie, choć na płycie jest jednak dość szybkie granie, to grupie zdarza się wciąż zwalniać, jak choćby w bardzo fajnej „Utopii” z jeszcze ciekawszym tekstem.

W ogóle cała płyta to kipiący garnek energii, w którym denko aż podskakuje od zagotowujących krew numerów. Co istotne, Konopians moim zdaniem, osiągnęło już tą płytą status zespołu polskiej pierwszej ligi i spokojnie może ze swoim graniem reprezentować nas za granicą, więc zachęcam przy okazji do głosowania na nich podczas wyborów przedstawiciela Europy Wschodniej na festiwalu Rototom w Hiszpanii.

Osobna kwestia to teksty. Marcin „Cozer” Markiewicz jest mistrzem w tworzeniu dziwnych okrzyków, które są przerywnikami piosenek lub wręcz ich refrenami. Moim ulubionym z tego krążka jest „Menuguire Pediguire Reggae”. Nie wiem, co ma związek z muzyką pielęgnacja rąk i stóp, ale brzmi nieźle.

Choć grupa nie gra muzyki nowoczesnej i swoje oczy kieruje na tradycyjne dźwięki, to wydaje mi się, że to może być dla Konopians album przełomowy i otwierający salony. Poprzedni krążek był jednak podsumowujący i nieco kombatancki, bo wydany na dekadę zespołu. Ten to już prawdziwy i znakomity obraz polskich miłośników jamajskiej starej szkoły.

Jarek Hejenkowski

Recenzja ukazała się w magazynie Free Colours nr 16.

DODAJ KOMENTARZ